Jak zauważyliście chyba, coraz mniej tworzę z papieru, za to częściej sięgam po tekstylia.
Już taka jestem, że nie chodzę utartymi szlakami, lubię wypróbowywać nowe rzeczy.
Już taka jestem, że nie chodzę utartymi szlakami, lubię wypróbowywać nowe rzeczy.
Ostatnio zafascynowałam się bawełnianą włóczką pozyskiwaną z recycklingu zwaną Zpagetti lub T-shirn yarn. Ma w swoim składzie niewielką domieszkę elastanu, dzięki czemu jest elastyczna. Jest bardzo wszechstronna, można z niej dziergać tak modne ostatnio pufy skandynawskie, koszyczki, torebki. Ja za bardzo cierpliwości do drutów i szydełka nie mam, więc poszłam na łatwiznę i wyczarowałam oryginalne naszyjniki, tak zwane zamotki:
Pierwszy z nich w soczystych kolorach dżungli, uwielbiam intensywne barwy, więc tą piękną włóczkę (Hoooked) musiałam po prosu mieć. Prawda, że to świetne kolorki na lato?
Drugi naszyjnik już trochę bardziej grzeczny, w kolorze śliwki, będzie mi pasował do nowych balerinek :)
No i ostatni wykonany z włóczki do takich falowanych szaliczków (kto wie, jak się fachowo nazywają?) Prawda, że ciekawie wygląda z tymi białymi kuleczkami?
Który Wam się podoba najbardziej?
Pozdrawiam i miłego niedzielnego popołudnia życzę
Natka